sobota, 18 maja 2013

Rozdział 1




Jednego dnia możesz mieć prace, drugiego już nie. Nie wiesz co cie czeka jutro, czasem masz dość, czasem chcesz, by ta chwila trwała wiecznie. To, że jestem modelką to czysty przypadek. Pewnego dnia tuż po śmierci mamy wracałam z cmentarza. Chciałam z nią wtedy porozmawiać, spytać się dlaczego nas zostawiła. Przecież ja i Mary wciąż jej potrzebujemy. Oczywiście odpowiedzi nie dostałam. Załamana przeszłam przez cmentarną bramę i skierowałam się do parku, który był tuż obok. Niebo było pochmurne i za chwile zimne krople uderzyły o moje nagie ramiona. Zupełnie się tym nie przejęłam, szłam dalej. Czułam, jak młody mężczyzna siedzący na ławce, mimo deszczu wciąż czytający gazetę mi się przygląda. Czułam dyskomfort, myślałam, że to jakiś pedofil, który się na mnie rzuci, ale on tylko wstał, przeczesał swoje idealne włosy podszedł do mnie i zapytał czy może pracowałam już jako modelka. Wyśmiałam go, jak połowa dziewczyn na tym świcie, uważałam się za brzydotę. Nie mogłam spojrzeć w lusterko puki nie miałam na sobie tony podkładu. Przedstawił się jako Max Stone i powiedział, że jestem piękna i powinnam spróbować. Uwierzyłam mu  i od tamtej pory Max jest moim agentem. Często mnie wkurza, ale jest bardzo pomocny. Nauczył mnie jak pozować, jak poruszać się po wybiegu. Załatwił mi pierwszy casting i to dzięki niemu wystąpiłam w reklamie, prezentując ciuchy jednego z markowych sklepów. Z początku myślałam, że to będzie taka wakacyjna przygoda. Zrobię kilka zdjęć, przejdę się parę razy po wybiegu i to będzie koniec, ale nie. Minął już rok, miałam wzloty i upadki i mimo tego stresu pokochałam tą pracę. Tata był sceptycznie nastawiony do tego, ale gdy wyjaśniłam mu, że to pomorze mi przejść przez śmierć mamy, zgodził się. Mary moja młodsza siostra z początku zazdrosna później mnie zaczęła wspierać i cieszyć się z mojego sukcesu. Modeling sprawił, że czuje się pewniej. Znalazłam część siebie, którą gdzieś zgubiłam, siebie z dzieciństwa. Wielu może uważać, że zmieniłam się w divę, ale ja wciąż jestem tą samą Olivią. Wciąż mieszkam w Houston w stanie Teksas, wciąż chodzę do liceum i ciągle przyjaźnie się ze starymi przyjaciółmi.  A jeżeli chodzi o szkołę... W pokoju rozbrzmiała znienawidzona przeze mnie piosenka Lupe Fiasco '' Words I Never Said''. Kiedyś naprawdę ją lubiłam, puki nie stała się moim budzikiem. Z jękiem wygrzebałam rękę spod kołdry i  na ślepo zaczęłam szukać telefonu, który powinien leżeć na szafce nocnej. Po chwili usłyszałam, jak komórka uderza o drewnianą podłogę. Z niechęcią odkopałam się z pościeli i postawiłam gołe stopy na ziemi. Odruchowo przymrużyłam oczy, gdy napotkałam promienie słoneczne, które wpadły przez okno. Mój pokój znajdował się na poddaszu piętrowego, białego domku z ogródkiem róż na przodzie i tarasem, na którym stał bujany fotel mamy. Rano tuż po śniadaniu zawsze na nim siadała i czytała poranną gazetę,  żegnając nas, gdy ja i Mary szłyśmy do szkoły, a tata jechał do pracy. Nasza rodzina była, jak wyjęta z okładki. Wspaniała i ciepła, bez nie potrzebnych kłótni i problemów, aż do tego dnia, w którym mama umarła. Nikomu nie powiedziała, że jest chora. Nie chciała nas zasmucać, ale nie wyszło to nikomu na dobre. Podniosłam telefon i wyłączyłam budzik. Dźwignęłam się na nogi, podeszłam do lustra i przyjrzałam się swojej twarzy.
-Dasz radę - Szepnęłam do siebie cicho, uśmiechnęłam się i związałam swoje długie, rude włosy w kok. Chwyciłam wczoraj naszykowane ubrania, które zwisały przez oparcie krzesła i ruszyłam do łazienki. Z dołu dochodziła mnie muzyka, a z pokoju Mary przekleństwa. Zapewne znów coś zapodziała, w tym nieładzie, który tam panował. Wzięłam szybki prysznic, a myjąc zęby kołysałam biodrami w rytm nuconej, niewyraźnie piosenki. Zrobiłam delikatny makijaż, przeczesałam włosy i już byłam gotowa. Wyszłam, a na korytarzu tuż koło drzwi zastałam ponurą Mary.
-Ileż można czekać?! - Warknęła.
-Przepraszam - Bąknęłam. Rano zawsze była nieprzyjemna. Zbiegłam na dół, a do mojego nosa dotarł zapach świeżych owoców i smażonych naleśników. Wbiegłam do kuchni i uśmiechnęłam się na widok taty, stojącego przy kuchence w fartuszku, w kwiatowe wzory śpiewającego Beatlesów. Podeszłam do niego i ucałowałam w policzek.
-Cześć kucharzu.
-Witaj słońce. Dzisiaj po południu Mary ma zawody, będziesz?
-To dzisiaj? - Spytałam mając nadzieje, że jednak nie. Usiadłam przy stole i spojrzałam na tatę.
-Dzisiaj. Nie możesz?
-Po szkole Max umówił mnie na casting.
-Będzie jej przykro. - Z poczuciem winy spuściłam głowę.
-Postaram się przyjść.
-Wierze w ciebie. - Uśmiechnęłam się sztucznie i zaczęłam jeść płatki. Rozmyślając o dzisiejszym dniu pożegnałam się z tatą i siostrą i ruszyłam do szkoły. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam opracowywać plan, jak powiedzieć Maxowi, że nie moge przyjść na casting. Zabije mnie, to było pewne, ale przecież to były zawody Mary, nie mogłam ich przegapić. Była świetną pływaczką i było to jej częścią życia  tak jak moją modeling. Westchnęłam smutno, gdy przekroczyłam próg szkoły. Myślenie o tym musiałam odłożyć na później. Na końcu korytarza dostrzegłam Sam i Erica. Byli to moi najlepsi przyjaciele, a za razem para od początku liceum. Zawsze mogłam na nich liczyć i bardzo ich kochałam. Wyrzuciłam z głowy mój problem i podeszłam do nich szybkim krokiem.
-Cześć piękna, co tam? - Przywitała się Sam ściskając mnie mocno.
-Dobrze - Odpowiedziałam na jej pytanie i uściskałam Erica.
-W szkole jest nowy chłopak - Oznajmiła mi przyjaciółka.
-Jaki? - Spytałam zaciekawiona.
-Nazywa się Chad i jest z Nowego Jorku. - Powiedział Eric przyciągając do siebie Sam.
-Chyba będzie chodził z nami na angielski i chemie. A jaki przystojniak.
-Ejj! - Warknął Eric przez co uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak go zobaczę to ocenie, a teraz lecę na lekcje. - Posłałam im całusa i ruszyłam w stronę klasy. Moją pierwszą lekcją była literatura. Był to przedmiot, który sama wybrałam, nie był obowiązkowy, ale lubiłam poezje. Była ucieczką od prawdziwego świata. Usiadłam w swojej ławce i wygrzebałam z torby zeszyt i długopis, gdy z powrotem podniosłam głowę, wzrokiem napotkałam wchodzącego do klasy nowego ucznia. Brunet chował się za kapturem i obszerną bluzą, ale stąd mogłam dostrzec jego niebieskie oczy. Uśmiechnął się do mnie niepewnie, a moje serce na moment stanęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz